Mówiąc szczerze przyjechaliśmy do Borowic nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Organizacja “zwiedzania” obiektu noclegowego to w końcu niecodzienność. Uwierzcie mi, jako pilot, podróżujący po świecie od kilkunastu lat, widziałem i korzystałem z setek hoteli. I poza wyjazdami studyjnymi (pracowników biur podróży) nie bardzo potrafiłem sobie wyobrazić sytuację, gdzie ktoś spaceruje po jakimkolwiek hotelu/motelu/pensjonacie/schronisku {wpisz cokolwiek, w czym zdarzyło Ci się nocować}, podziwia to to i w dodatku płaci za to kasę. No dobra, właściwie, tak na szybko, to jestem w stanie sobie to nakreślić… Uwielbiany przeze mnie hotel Peace w Szanghaju to genialny, niezwykle wysublimowany przykład wnętrz art deco. Wciąż przez wielu uważany za najlepszy hotel w Kraju Środka. Gościł między innymi Charliego Chaplina, Noela Cowarda. Gości też moje grupy 🙂 Do głowy przychodzi mi też Dubaj i, szerzej, Emiraty. Jest w programach biur podróży zawsze zwiedzanie tego czy owego hotelu o milionie gwiazdek, klamkach ze złota, sedesach z perłowej masy, czy czego tam zblazowany szejk nie wymyśli. Na tym niestety polega “zwiedzanie” ZEA – galerie handlowe, hotele, wysokościowce, sztuczne wyspy. Wszystko tak ostentacyjnie “naj”, że aż mdli. W obu opisanych przypadkach odwiedzający jest jednak… niepożądany. Ileż to razy boy hotelowy w Peace z kamiennym uśmiechem prosił mnie, by była to ostatnia wizyta. I ileż to razy przekonywałem, że przecież ja po to wpadam, by chętni poczynili rezerwację stolika w tutejszej kafejce. Przecież gra tu TEN Old Jazz Band! Nie martwię się specjalnie o wynik tych pozorowanych prób i portfele swoich grup, wolnych stolików nie ma na kilka tygodni do przodu 🙂
A tu Borowice, najmniejsza wioska w Karkonoszach…. O co chodzi?